Generalnie kończy się styczeń. Po nim luty, marzec i kwiecień, trzy miesiące, od których zależy praktycznie wszystko w moim życiu, a jedyne co ostatnio robię to... rysowanie i czytanie aktualnej lektury.
Nie wiem jak będzie z prezentacją maturalną, ale chyba muszę się powoli za to wziąć, prawda? Matematyki się nie boję, ani podstawowej, ani rozszerzonej, nie wiem, nigdy nie sprawiała mi większego problemu. Co jeszcze? Fizyka rozszerzona, matko i córko, muszę do tego przysiąść, bo naprawdę będzie ze mną źle, z chemią w zasadzie podobnie, chociaż jej nie muszę w ogóle zdać.
Muszę zrobić sobie plan dnia, muszę się zorganizować, bo tak jak żyję to niczego się nie nauczę, bo jedyny moment, kiedy siadam do książek jest wtedy, kiedy nie ma prądu.